To będzie relacja, dzień po dniu, z mojego "spaceru" wzdłuż polskiego wybrzeża Bałtyku, który trwał przeszło 30 dni :). Zrobiłam to, chociaż do tej pory, sama w to nie wierzę. Przeszłam prawie 600 km. Wprawdzie odległość od Świnoujścia do Helu to 360 km, ale jeszcze są te kilometry, które robiłam w dniach "odpoczynku", dochodząc do miejsca noclegów, zwiedzając, czy robiąc zakupy. Zrobiłam
894 814
kroków.
Na wędrówkę wybrałam czerwiec i początek lipca, ponieważ liczyłam na dobrą pogodę i mniejszą liczbę turystów. Szłam od Świnoujścia w kierunku Helu, czyli z zachodu na wschód, bo nad Bałtykiem wiatry najczęściej wieją z zachodu, a lepiej iść z wiatrem niż pod wiatr :).
Teraz minęło trochę czasu od mojego powrotu i już niektóre rzeczy uleciały mi z pamięci. Dlatego chcę to opisać, dopóki jeszcze pamiętam. Będę miała pamiątkę. Dobrze, że mam notatki i zdjęcia :).
A może jeszcze ktoś to przeczyta? Może tym razem to ja będę dla kogoś inspiracją?
Dzień 1. Katowice - Świnoujście
Początek. Wyjechałam z Katowic do Świnoujścia pociągiem o 06:08. Z plecakiem, który zważyłam po spakowaniu – 13 kg! W nim wszystko co potrzebne: namiot, mata samopompująca, śpiwór, palnik, latarka, ubrania, kosmetyki itp.
Po co mi była ta wyprawa? Właściwie mogłabym siedzieć w domu na 4 literach i oglądać filmy jedząc czipsy i ciasteczka. No, taki miałam pomysł ! Przejście od Świnoujścia do Helu. Jak najwięcej po plaży. Sama. Nie chciałam się spinać jakby coś nie wychodziło. To miała być przyjemność. Jak bym nie dała rady to bym zrezygnowała i też by było dobrze. Dlaczego akurat to?
Czy koniecznie trzeba znać odpowiedź? Są tacy co zdobywają szczyty górskie, inni idą drogą św. Jakuba, a ja szłam wzdłuż wybrzeża. Nie ja pierwsza, bo w Internecie można znaleźć różne relacje z takich przejść.Jednak, fajne było uczucie, że robiłam to co chcę, co sobie sama wymyśliłam. Mogłam to zrobiłam. W pociągu byłam podekscytowana, nie wiadomo było co przyniosą kolejne dni, to była pierwsza w moim życiu taka wyprawa. Ale co tam. Tak sobie myślałam, że na szczęście jestem w Polsce, telefony działają, ludzi jest dużo dookoła. Co może się stać takiego z czym nie dałabym rady? Chyba nie ma takiej rzeczy!
Około 15-tej, zgodnie z rozkładem przyjechaliśmy do Świnoujścia. Jeszcze tylko przeprawa promem na Wyspę Uznam i spacer około 2,5 km do miejsca noclegu (Schronisko Młodzieżowe). Okazuje się, że opinie na Internecie nie kłamią - pokoik czyściutki, wszystkomający: czajnik, ręczniki, lodóweczka, nawet TV. Czyli wszystko ok.
Potem szybki spacer nad morze, żeby się z nim przywitać. Było ciepło, piękna plaża, promenada, mnóstwo ludzi, wakacyjna atmosfera.

Promenada w Świnoujściu
Dzień 2. Świnoujście
Dzisiaj w planie spacer na granicę polsko-niemiecką, przejście po plaży, zwiedzenie Świnoujścia, a właściwie tej części, która jest na Wyspie Uznam. Wyczytałam, że Świnoujście to miasto położone na 3 dużych wyspach: Uznam, Wolin, Krasibór oraz na kilkudziesięciu (łącznie 44!) wyspach i wysepkach. Leży nad rzeką Świną oraz nad Morzem Bałtyckim. Ma status uzdrowiska.
 |
| Moja trasa na mapie |
Świnoujście jest jedną z najpopularniejszych, nadbałtyckich miejscowości. Tutejszą piękną plażę wyróżniono w 2024 roku, po raz kolejny, Błękitną Flagą. Dwunastokilometrowa promenada prowadzi od dzielnicy uzdrowiskowej Świnoujścia aż do granicy z Niemcami. Na promenadzie jest ścieżka rowerowa z licznikiem liczby przejeżdżających rowerzystów. Długi deptak to miejsce spacerów z eleganckimi sklepami, restauracjami, kawiarniami, kasynem, fontanną i muszlą koncertową.
A co dla mnie najważniejsze, Świnoujście to nadmorskie miasto, które jest najdalej wysunięte na północny zachód Polski. Dlatego tu, na granicy polsko-niemieckiej rozpoczyna się moja wyprawa.

Ścieżka do plaży, po prawej stronie Polska, po lewej Niemcy :)
Dzień 3. Świnoujście - Międzyzdroje
Ruszam w drogę! Zgodnie z podpowiedzią pani z Informacji Turystycznej podjechałam miejskim autobusem linii 10, z ul. Grunwaldzkiej do stacji kolejowej Świnoujście Przytór (jechałam tunelem pod Świną). To było najlepsze rozwiązanie z uwagi na zablokowanie plaży przez gazoport - terminal LNG. Z informacji w Internecie dowiedziałam się, że odcinek ten można przejść daleko od plaży, czerwonym szlakiem, ale on jest zupełnie nieatrakcyjny. No i, tego dnia chciałam dotrzeć do Międzyzdrojów, a trochę obawiałam się o swoją kondycję.
W Przytorze wielka budowa. Budują jakieś drogi, rozjazdy... . Brak oznakowania. Jakoś dostałam się do drogi prowadzącej do Podziemnego Miasta na Wyspie Wolin, a dalej do plaży. Szłam około 2,5 km przez las, utwardzoną drogą. Las piękny, typowy nadmorski, ale bliskie spotkania z naturą - komarami i muchą, która wleciała mi do ucha mało przyjemne :). Dotarłam do plaży! Pięknej, pustej plaży! Aż mi dech zaparło! Posiedziałam trochę, żeby nasycić się widokami i ruszyłam dalej. Międzyzdroje już było widać na horyzoncie.

Plaża - Świnoujście Przytór
Maszerowałam plażą, robiłam odpoczynki, bo jednak mój plecak był dosyć ciężki. Najgorzej było założyć go na plecy, potem już jakoś szło.
Moja trasa na mapie
Dotarłam do Międzyzdrojów, na Camping Plaża. Mapy Google prowadziły mnie w jakiś pokrętny sposób, mogłam wcześniej zejść z plaży i zaoszczędzić sporo drogi, ale pierwsze koty za płoty :). Ważne, że doszłam! Teraz był mój kolejny pierwszy raz. Rozbijanie namiotu!
 |
Mój nowy dom :)
|
Ustawiłam wszystko i poleciałam "na miasto". Przede wszystkim chciałam iść do Informacji Turystycznej, która miała być czynna do 17-tej. Na miejscu okazało się, że zamknęli o 16-tej. W takim razie poszłam na obiad, a potem na molo. Dojście do mola jest obstawione z każdej strony jakimiś straganami z pamiątkami i akcesoriami plażowymi. Na samym molo kilka knajpek, właściwie trzeba się między nimi przeciskać.
Nie podobało mi się to. Nie tak powinien wyglądać kurort!
Byłam też chwilę na Alei Gwiazd.
 |
Pomnik Jana Machulskiego - pomysłodawcy Alei Gwiazd (słynny Kwinto z filmu Vabank)
|

Odcisk dłoni mojej ulubionej aktorki
Przed powrotem na camping jeszcze poszłam na plażę. A potem pierwsza noc w namiocie i na campingu. Wieczorem myślałam, że nie zasnę. Na szczęście tylko tak myślałam. Spałam całkiem nieźle, tylko rano jakieś ptaki strasznie darły dzioby i mnie obudziły :)
Dzień 4. Międzyzdroje - Wisełka
Mój camping znajdował się w zachodniej części Międzyzdrojów, dlatego
rano jeszcze raz przeszłam wzdłuż molo i promenady. Na plażę weszłam
przez przystań rybacką, w której panuje zupełnie inna, przyjemniejsza
atmosfera niż w centrum.
 |
| Moja trasa na mapie |
Po chwili marszu dotarłam do schodów prowadzących na Kawczą Górę liczącą sobie 61 m n.p.m. Podobno największą atrakcją tego niezwykłego miejsca jest niesamowita panorama na Zatokę Pomorską. Sprawdzę to następnym razem, bo wiedząc, że przede mną jeszcze daleka droga, nie wchodziłam na górę.
 |
| Schody na Kawczą Górę |
Dalej plaża nie była już taka "wygodna" jak wcześniej, dużo kamyków i mało ubitego piachu powodowały, że trudno się szło. Liczne kamienie utrudniały poruszanie się, ale był to fajny kawałek wybrzeża. Po drodze wysokie, malownicze klify.
 |
Klif na Wyspie Wolin
|
Zdziwiłam się, widząc krzew rosnący na plaży. Musiał spaść z wysokiego w tym miejscu klifu i zapuścić korzenie, wypuścić liście. Taka twarda sztuka! Pomyślałam, że watro z niego brać przykład, nawet jak się z wysoka spadnie, to trzeba się przystosować i dalej żyć!
 |
Spadłem, ale dalej żyję...
|
Im dalej szlam, tym bardziej się chmurzyło. Przed samym zejściem z plaży do Wisełki zaczęło padać. Do pola namiotowego miałam jeszcze ponad kilometr drogą przez las. Zabezpieczyłam plecak i pomyślałam, że to wystarczy, bo pewnie tylko tak "straszy", ale jak zaczęło lać, to byłam przemoczona do suchej nitki. I jak tu rozbijać namiot? Zadzwoniłam do właścicielki pola namiotowego - dowiedziałam się, że mają tam też pokoje oraz przyczepy campingowe i na szczęście są wolne. Zdecydowałam się na przyczepę. Dotarłam. Sucho. Uff.
 |
| Mój nocleg w Wisełce | |
|
Wisełka to nieduża, sympatyczna miejscowość, w której można znaleźć dużo pensjonatów (niektóre pochodzą z początków XX wieku) i domów gościnnych.
Jak przestało padać poszłam do sklepu i po raz pierwszy w czasie mojej przygody zjadłam w
smażalni dorsza z frytkami. Generalnie wszystko ok. Tylko coś
mnie bolało w biodrze. Chyba moje ciało protestowało przeciwko
plecakowi!
Dzień 5. Wisełka - Międzywodzie
Rano wróciłam na plażę.
 |
Moja trasa na mapie
|
Musiałam przejść przez sosnowy las (z domieszką buczyny) około 1,2 km.
Las był piękny, poprzedniego dnia z powodu ulewy, nie zwróciłam na to uwagi.
 |
Droga z Wisełki na plażę
|
Sama plaża, leżąca u stóp urwiska klifowego, nie była zbyt
szeroka, ale za to piaszczysta i "bezludna".
 |
| Plaża - Wisełka |
|
Na szczęście pogoda mi sprzyjała, nie padało. Plaża była bardzo przyjemna chociaż piasek nadal był dosyć grząski i trudno się szło. Drogę urozmaicały klify, ale już nie były tak wysokie jak poprzedniego dnia. Cały czas znajdowałam się na terenie Wolińskiego Parku Narodowego
 |
Cały dzień szłam przez Woliński Park Narodowy
|
Tak szłam i szłam, aż poczułam, że jestem zmęczona. Wprawdzie to był dopiero trzeci dzień, ale podobno początki są trudne. Odczułam to na własnej skórze. Mówiłam sobie po cichu "coś ty Babo znowu wymyśliła!". I cały czas myślałam, żeby nie przesadzić. Iść tylko tyle, na ile starczy sił. Bez presji, bo w końcu założenie było takie, że to ma być przyjemność Postanowiłam, że w Międzywodziu zrobię sobie dzień przerwy. Zadzwoniłam w sprawie noclegu (pokoje gościnne Arka) i bingo! Za pierwszym razem zarezerwowałam nocleg, a nawet dwa, bo przecież kolejnego dnia miał być czas na relaks i regenerację :). Dotarłam na miejsce noclegu i okazało się, że wprawdzie jest kawałek do plaży, ale jest czysto, jest łazienka, czajnik - słowem wszystko ok. Zapowiadały się dwa luksusowe noclegi :)
Dzień 6. Międzywodzie
Relaks i regeneracja.
Miałam czas na poczytanie. Wybrałam książkę Fredrika Backmana "Mężczyzna imieniem Ove". Kto nie czytał to polecam :) Miło przeczytać powieść, która naprawdę pokrzepia serce i
przypomina o tym, co jest w życiu ważne. Książka była dwa razy ekranizowana: pierwszy raz w 2015 roku w reżyserii Hannesa Holma i drugi raz w 2022 r. w reżyserii Marca Forstera pt. "Mężczyzna imieniem Otto" z Tomem Hanksem w roli głównej.
Oczywiście znalazłam też czas na spacer po Międzywodziu. Najpierw do przystani jachtowej przy Zatoce Kamieńskiej, gdzie mogą cumować niewielkie jachty.
 |
Przystań jachtowa Międzywodzie, Zatoka Kamieńska
|
Zainteresowało mnie też takie cudo :)
 |
| Przystań jachtowa Międzywodzie, Zatoka Kamieńska |
Potem przeszłam na północ miejscowości, na szeroką piaszczystą plażę.
 |
Plaża w Międzywodziu
|
Pospacerowałam promenadą zbudowaną wzdłuż klifu, przez las, który latem daje cień, a jesienią chroni przed wiatrem. Promenada jest czystym zadbanym miejscem z ławkami, zachęcającymi do spędzenia tu czasu.
 |
| Promenada w Międzywodziu |
|
|
|
Międzywodzie, to niewielka miejscowość z dużą ilością zieleni, piaszczystą plażą, lasem i wysokimi wydmami. Na wydmie znajduje się przyjemna kawiarenka z której rozlega się widok na Bałtyk. Pięknie i zachęcająco :)
Dzień 7. Międzywodzie - Pobierowo
Z Międzywodzia wyruszyłam trochę po 9-tej. Szłam w kierunku morza z zamiarem skręcenia na czerwony szlak do Dziwnowa, ale pewnie go przeoczyłam bo doszłam do plaży. I nie żałuję pomyłki, bo pogoda była piękna, świeciło słońce, piasek był ubity - szło się całkiem fajnie.
 |
Moja trasa na mapie
|
Piękną plażą dotarłam do Dziwnowa.
 |
Plaza zachodnia - Dziwnów
|
Doszłam do ujścia Dziwny (zawsze myślałam, że to Dźwina :)), rzeki która swą nazwę zawdzięcza temu, że nurt nie zawsze wiedzie do morza, a cofa się i zalewa morską wodą Zalew Kamieński.
Potem musiałam wejść kilkaset metrów w głąb lądu, aby przekroczyć ujście rzeki korzystając ze zwodzonego mostu.
 |
Zwodzony most na rzece Dziwnej
|
Nie wchodziłam do centrum miejscowości - od razu skierowałam się w stronę plaży. Nie była ona zbyt ciekawa, dlatego cofnęłam się do promenady, którą ominęłam praktycznie całą miejscowość.
 |
Promenada w Dziwnowie
|
Była sobota, piękna pogoda, było już bardzo dużo ludzi na plaży. Przy samej plaży nowe apartamentowce. Zresztą w późniejszej wędrówce też ich będzie dużo. Wiem, że postęp jest konieczny, ale czy rzeczywiście musi on tak wyglądać?
 |
Plaża i apartamentowce w Dziwnowie
|
Dalej znowu wędrowałam bardzo przyjemną, plażą z twardym piaskiem :), były po drodze niewielkie klify. Bardzo malowniczo.
W końcu dotarłam do Łukęcina, gdzie znajduje się Camping Bartek, na którym zmierzałam rozbić namiot i przenocować - niestety jego brama była zamknięta na cztery spusty, a kiedy udało mi się połączyć z numerem telefonu podanym przy niej, to dowiedziałam się, że camping jeszcze jest nieczynny. Dlatego zaczęłam szukać jakiejś alternatywy. I kicha :(. Nie znalazłam innego miejsca, gdzie mogłabym rozbić namiot. Szukałam też pokoju - chodziłam po domach, dzwoniłam. Pytałam chyba w kilkunastu miejscach. Niestety, kiedy mówiłam, że chodzi o jedną osobę na jedną noc, to okazywało się, że "wszystko zajęte". Jedynie w hotelu ze SPA chętnie by mnie przenocowali, ale oferta była poza moim budżetem :(.
Dlatego, kiedy sprawdziłam, że w odległym o około 5 km Pobierowie jest więcej możliwości, postanowiłam, że założę plecak i pójdę dalej. Szłam lasem, czerwonym szlakiem, utwardzoną drogą. Minęłam słynny Hotel Gołębiewski i dotarłam do Pobierowa, na Camping 7 żab. Było to całkiem przyjemne, czyste miejsce, z nowiusieńkimi sanitariatami i kuchnio-świetlicą. Rozbiłam namiot, wzięłam prysznic, ogarnęłam się i rozpętała się burza. Namiot i ja przetrwaliśmy. Było dobrze :)
 |
| Mój namiocik od środka. Mieszczę się w nim ja i mój plecak też :) |
|
|
Uświadomiłam sobie, że żyję tym co tu i teraz. Wstaję, piję kawę, opisuję co działo się poprzedniego dnia, myję się, ubieram, jem śniadanie, pakuję i wychodzę. Cały dzień chodzę i znowu myję się, jem, przygotowuję do noclegi itd. Jestem sama i dobrze mi z tym. Nie muszę się do nikogo dopasowywać - jestem wolna i niezależna!
Dzień 8. Pobierowo - Pogorzelica
Rano musiałam poczekać aż namiot wyschnie. Około 10-tej wyruszyłam dalej.
 |
Moja trasa na mapie
|
Wyszłam na szeroką plażę.
 |
| Zejście na plażę i znak "Uwaga na foki" - Pobierowo |
|
Tego dnia świeciło słońce, ale wiał bardzo silny wiatr (na szczęście z zachodu). Po pewnym czasie dał mi się tak we znaki, że zeszłam na "ląd". Okazało się, że byłam w miejscowości Pustkowo, gdzie przy zejściu na plażę znajduje się Bałtycki Krzyż Nadziei, który jest wierną kopia krzyża ustawionego na Giewoncie w Tatrach.
 |
| Bałtycki Krzyż Nadziei |
Z powodu silnego, zimnego wiatru dalej szłam ścieżką rowerową, która jest częścią słynnej trasy R10. Kolejną miejscowością na mojej trasie był Trzęsacz. Ta miejscowość jest znana z ruin kościoła wybudowanego w średniowieczu, a z którego do dziś pozostały tylko szczątki południowej ściany.
 |
| Ruiny kościoła w Trzęsaczu |
|
Zjadłam drożdżówkę i popiłam coca-colą. Doładowana cukrem :), dalej ruszyłam ścieżką po klifie, z którego miałam piękny widok na plażę.
 |
| Gdzieś między Trzęsaczem a Rewalem |
|
Po około 1,5 km dotarłam do Rewala, gdzie było dużo sklepów, kawiarni i knajpek. Na wysokim, klifowym wybrzeżu znajduje się taras widokowy. To miejsce, z którego można podziwiać widok na plażę, port rybacki lub po prostu morskie fale. Tu każdy turysta przyjeżdżający do Rewala robi sobie zdjęcie. Ja również.
 |
Na tarasie widokowym w Rewalu
|
Sądząc po liczbie "kłódek miłości" umieszczonych na tarasie widokowym, do Rewala przyjeżdża duża liczba zakochanych :). Może dlatego utworzono tu Aleję Róż i Zakochanych. Urokliwe miejsce, w którym klimat, dzięki rzeźbom i różom jest niezwykle romantyczny. Pierwszą z rzeźb jest ławeczka z Szekspirowskimi postaciami Romea i Julii. Kolejna para, na którą można tu natrafić to Mały Książę i Róża ze znanej książki Antoine’a de Saint-Exupéry.
 |
Romeo i Julia w Rewalu :)
|
Kolejnych 5 km i kolejna miejscowość na mojej trasie tego dnia - Niechorze. Punktem charakterystycznym jest tu zabytkowa latarnia morska z 1866 roku, znajdująca się na wysokim klifie.
 |
| Latarnia morska w Niechorzu | |
|
Moim celem tego dnia była Pogorzelica. Z uwagi na ciągle wiejący, zimny wiatr dalej szłam drogą. Nie było to najprzyjemniejsze, chociaż najrozsądniejsze rozwiązanie. Tak jak we wcześniejszych miejscowościach, tak tu, była wszechobecna komercja i bylejakość, z nastawieniem na maksymalny zysk. Stragany z pamiątkami i akcesoriami plażowymi, byle jakie sezonowe smażalnie i knajpy, niezachęcające do skorzystania z ich oferty i sznur samochodów. To jakże inna, od przepięknych plaż, twarz nadmorskiego wypoczynku.
W każdym razie dotarłam do wschodniej, już spokojniejszej części Pogorzelicy, gdzie znajdowało się Pole Namiotowe na Morskiej. Ono było moim celem tego dnia. Tu rozbiłam namiot.
Dzień 9. Pogorzelica - Mrzeżyno
O dziwo, po nocach w namiocie byłam całkiem wyspana. Może to zasługa maty, która jest dość gruba (5cm) i dobrze izoluje oraz mojego ciepłego, puchowego śpiworka :). Teraz już też wiem, że bielizna termoaktywna z merino jako piżama, to też był strzał w dziesiątkę. Mogłabym trochę inaczej się spakować, ale tego bym nie zmieniła.
Tego dnia szłam do Mrzeżyna. Chciałam się tam "zakotwiczyć " na dwa dni pod dachem. Miałam nadzieję, że znajdę jakiś sensowny pokój.
 |
Moja trasa na mapie
|
Zapowiadał się piękny dzień. Przede mną był kawałek plaży o długości około 12 kilometrów bez żadnych miejscowości po drodze. Pierwszy tak długi odcinek! Wzięłam jedzonko, wodę i z lekką tremą wyszłam na szeroką, piękną, twardą plażę. Okazało się, że moje obawy zupełnie były niepotrzebne. Było cudownie! Świeciło słońce, wiał lekki, wiejący ze słusznej, czyli zachodniej strony, wiaterek, który lekko mnie popychał, nie było upału i praktycznie zero ludzi! Przepięknie!
 |
| Plaża między Pogorzelicą a Mrzeżynem |
|
 |
Moje imię na piasku
|
To z piosenki "Flowers" Miley Cyrus:)
Po drodze zrobiłam sobie dwa dłuższe przystanki, pomoczyłam nogi, poleżałam na słonku, odpoczęłam. Humor psuły mi jedynie nadchodzące z zachodu chmury, które według prognozy miały przynieść deszcz. Dlatego, jak już byłam w porcie w Mrzeżynie, to usiadłam na ławeczce i zaczęłam szukać w Internecie noclegu. Pierwszy telefon i jest! Pokój może nie był spektakularnie piękny, ale było łóżko, łazienka, czajnik - wszystko co trzeba.
Dzień 10. Mrzeżyno
Dobrze zrobiłam, że zostałam w Mrzeżynie na dwie noce. Po pierwsze: przydał mi się odpoczynek, po drugie: prawie przez cały czas padało, czasami bardzo intensywnie. Z pokoju wyszłam tylko w przerwach od deszczu - na chwilę w południe, coś zjeść i wieczorem, przed snem.
 |
Czarne chmury nad portem w Mrzeżynie
|
Mrzeżyno jest niewielką, nadmorską miejscowością, która ożywa w lipcu i sierpniu za sprawą licznie przyjeżdżających tu turystów. Oczywiście, główną atrakcję Mrzeżyna stanowią czyste, szerokie, piaszczyste plaże. U ujścia rzeki Regi, wybudowano port będący jedną z baz rybołówstwa morskiego.
 |
Na plaży wschodniej - Mrzeżyno
|
Ze względu na pogodę prawie cały dzień przesiedziałam w pokoju czytając książkę. Jak to dobrze, że ktoś wymyślił e-booki :). Czytałam historię "Genialnej przyjaciółki" Eleny Ferrante. Jest to pierwsza część tak zwanego cyklu neapolitańskiego (powieści Genialna przyjaciółka, Historia nowego nazwiska, Historia ucieczki i Historia zaginionej dziewczynki), cieszącego się uznaniem krytyków i czytelników.
Jest to opowieść o przyjaźni i dążeniu do wyrwania się z rzeczywistości zdominowanej przez biedę, ciemnotę i przemoc. Przeniosłam się w lata pięćdziesiąte ubiegłego wieku, na przedmieścia Neapolu. Tam poznałam losy Eleny Greco i jej przyjaciółki Lili. Polecam :).
Dzień 11. Mrzeżyno - Kołobrzeg
Rano znowu ruszyłam w drogę. Moja koleżanka, Kasia napisała mi, że idę gdzie oczy poniosą i śpię gdzie Bóg da! I tak właśnie było. I to było piękne :). Pozdrawiam Kasiu!
 |
Moja trasa na mapie
|
Prawie całe 20 km przeszłam po plaży. Dobrze się szło, piasek był dobrze ubity, wygodny. Jedynie pogoda była wkurzająca, jak w bollywoodzkim filmie - czasem słońce, czasem deszcz, a na dodatek raczej chłodno :(. Kolejną miejscowością było Rogowo, które z założenia ominęłam. Przeczytałam, że główną częścią tej miejscowości są dawne koszary, przebudowane w potężny ośrodek wypoczynkowy, a największą jej atrakcją jest plaża, którą akurat miałam okazję poznać. Rzeczywiście plaża w większości jest piękna, piaszczysta, chociaż w niektórych miejscach widać, że morze ją zabiera.
 |
Zejście na plażę, a właściwie do morza - Rogowo
|
Idąc cały czas plażą , po kolejnych 4 km, doszłam do Kanału Resko, już w Dźwirzynie.
 |
Kanał Resko i czarne chmury nad nim.
|
Dalej szłam kawałek wzdłuż drogi, chciałam zobaczyć miejscowość i coś zjeść. I dobrze zrobiłam, bo znowu zaczął padać deszcz, który zamienił się w ulewę. Schroniłam się w Jungla Cafe - bardzo dobrze trafiłam. Sympatyczny kelner, fajna muzyczka i przyzwoite ceny.
 |
Jungla Cafe - Dźwirzyno
|
Posilona, kiedy znowu wyjrzało słońce, poszłam dalej. Jeszcze trochę ulicą, ale ponieważ nic specjalnie mnie nie "porwało", to zeszłam na plażę, którą dotarłam do Grzybowa. Z plaży zeszłam na parking z wielkimi rowerami.
 |
| Grzybowo |
Na niebie znowu pojawiły się czarne chmury. Przy takiej pogodzie rozbijanie namiotu wydało mi się nie najlepszym pomysłem, dlatego postanowiłam poszukać noclegu pod dachem. Nocleg (Pokoje Gościnne Relax) znalazłam już w Kołobrzegu, ale w jego zachodniej części. Kolejny raz dobrze trafiłam - czysto, sympatycznie, łazienka, czajnik. Po ulokowaniu się w pokoju, wyszłam do sklepu i ewentualnie coś zjeść. Po drodze złapała mnie taka ulewa, że tylko zrobiłam szybkie zakupy i wróciłam się suszyć do pokoju.
Jak tak sobie siedziałam, to zaczęłam obliczać i wyszło mi, że mój cel - Hel, wcale nie jest taki nieosiągalny. Pierwszy raz pomyślałam, że to się może udać!
Dzień 12. Kołobrzeg - Ustronie Morskie
Od mojego miejsca noclegu do latarni morskiej w Kołobrzegu miałam około 2,5 km. Wyruszyłam rano, około 9-tej.
 |
Moja trasa na mapie
|
Aby dojść do latarni, musiałam iść ulicą Bałtycką do mostu nad rzeką Parsętą. Przeszłam mostem, potem minęłam port w Kołobrzegu, w który cumowały statki turystyczne.
 |
W porcie w Kołobrzegu
|
Obok portu jest latarnia morska, jedna z wielu atrakcji turystycznych w Kołobrzegu. Kiedy ja byłam trwał remont.
 |
Latarnia morska w Kołobrzegu
|
Przy samej latarni rozpoczyna się promenada z wieloma kawiarenkami, ławkami i widokiem na plażę.
 |
Promenada - Kołobrzeg
|
Przy nadmorskim deptaku - bulwarze Jana Szymańskiego znajduje się Pomnik Zaślubin Polski z Morzem – modernistyczny pomnik, upamiętniający zaślubiny Polski z morzem 18 marca 1945 roku.
 |
Pomnik Zaślubin Polski z Morzem - Kołobrzeg
|
Dalej promenada, bulwar, deptak, czy jak zwał, prowadzi do kołobrzeskiego molo, którego żelbetowa konstrukcja ma długość 220 metrów i szerokość 9 metrów, a pomost spacerowy znajduje się około 4,5 metra nad poziomem morza. Na końcu pomostu mogą przybijać małe statki wycieczkowe.
Wejście na molo jest odpłatne.
 |
Plaża i w oddali molo - Kołobrzeg
|
Przy molo spotkałam się z Wandą i
Wojtkiem - moją koleżanką z pracy i jej mężem, którzy akurat przebywali w
Kołobrzegu, a od samego początku bardzo kibicowali mojej wyprawie. Już
razem poszliśmy dalej promenadą, a potem ścieżką rowerową aż do
Podczela. (około 8,5 km). Po około trzech kilometrach doszliśmy do
Solnego Bagna (oficjalnie Ekopark Wschodni). Miejsce to stanowi
schronienie dla wielu gatunków ptaków, zachwyca także bujną
roślinnością.W towarzystwie droga bardzo szybko mi minęła. W Podczelu
dłuższa chwila na kawę i pożegnanie. Wandziu, Wojtku, pozdrawiam Was serdecznie :)
Już sama pomaszerowałam
dalej w kierunku Ustronia Morskiego. Chciałam iść plażą, ale jak
zeszłam na nią, to znowu zaczął kropić deszcz, dlatego wróciłam na
ścieżkę - tam przynajmniej trochę chroniły mnie drzewa.
Zanim dotarłam do Sianożęt, pogoda się trochę poprawiła, dlatego kolejną noc postanowiłam spędzić pod namiotem. Oczywiście z pomocą przyszedł mi Internet, gdzie znalazłam camping "Ku morzu", leżący na pograniczu Sianożęt i Ustronia Morskiego. Okazało się, że jest dosyć oddalony od morza, ale warto było iść trochę dalej, bo miejsce było czyste, zadbane, ludzie mili, a na campingu oprócz mnie były tylko cztery campery, więc był spokój i cisza.
Rozbiłam namiot, potem wyprawa do pobliskiego sklepu i spanko :).
Dzień 13. Ustronie Morskie - Gąski
To była trudna noc, często się budziłam, nie umiałam spać. Kryzysik? Zmęczenie?
Rano okazało się, że namiot rozbiłam w fajnym miejscu, ale od świtu gdzie indziej już świeciło słońce, a mój namiot był w cieniu kompletnie mokry. Musiałam go przeciągnąć w słoneczne miejsce, bo inaczej mogłabym czekać do południa aż wyschnie.
 |
Moja trasa na mapie
|
Wróciłam nad morze. Przez większą część Ustronia Morskiego przeszłam promenadą usytuowaną na wysokim klifie. Zeszłam na plażę w okolicach molo.
 |
Jedno z dwóch moli w Ustroniu Morskim
|
W Ustroniu Morskim jest przystań rybacka wyposażona w wyciąg linowy. O poranku kutry są spuszczane na wody Bałtyku, po południu lub wieczorem - wciągane za pomocą wyciągarki linowej na plażę. Kutry mają oznaczenia USM.
 |
Kuter rybacki
|
Plażą wędrowałam dalej, w kierunku Gąsek. Plaża była raz bardzo szeroka, kiedy indziej węższa, albo wcale jej nie było :)
 |
| Między Ustroniem Morskim a Gąskami |
W niektórych miejscach brzeg przyjmował niespotykane formy.
 |
Między Ustroniem Morskim a Gąskami
| |
Ciekawostką jest znajdujący się mniej więcej w połowie drogi Mural Mewy.
 |
Mural Mewy
|
Pogoda była taka sama jak w ostatnich dniach: raz ciepło, raz zimno, raz świeciło słońce, raz padał deszcz. Kompletnie nieprzewidywalna.
W końcu znalazłam się w Gąskach. Latarnia morska znajduje się bardzo blisko zejścia z plaży, przy którym jest też smażalnia ryb.
 |
Latarnia morska - Gąski. Na pierwszym planie to ja :)
|
Pamiętam Gąski sprzed lat, kiedy była tu tylko latarnia. Teraz pełno tu różnych interesów, straganów i jadłodajni. Zrobiła się całkiem duża miejscowość, ale nieładna, chaotyczna.
Ponieważ byłam już zmęczona postanowiłam zostać w Gąskach, poszukać campingu. Tak też zrobiłam. Noc spędziłam na Campingu Bursztynowy Brzeg, znajdującym się tuż przy końcu miejscowości, w kierunku Sarbinowa.
Dzień 14. Gąski - Unieście
Dzień zaczęłam dosyć wcześnie. Wprawdzie trasa, którą sobie założyłam
nie była bardzo długa, ale po drodze miałam mijać miejscowości, do
których chciałam zajrzeć, bo znałam je sprzed lat: Sarbinowo i Chłopy.
 |
Moja trasa na mapie
|
Wyszłam z campingu i jakieś 500m szłam wzdłuż drogi, do pierwszego zejścia na plażę. Ścieżka do plaży prowadziła obok kapliczki antyatomowej z figurką Matki Boskiej
Fatimskiej. Została usytuowana w miejscu potencjalnej lokalizacji
elektrowni jądrowej. To symbol walki mieszkańców Gąsek ze
zwolennikami jej budowy. Chyba pomogła, bo decyzję wskazującą miejscowość Gąski pod lokalizację budowy obiektu energetyki jądrowej anulowano 22 lipca 2016 r.
 |
Kapliczka antyatomowa.
|
Plaża między Gąskami a Sarbinowem była bardzo przyjemna. Zresztą tak samo jak kolejny odcinek do Chłopów i dalej do Mielna.
Wreszcie zrobiło się cieplej i wyszło słońce, co od razu wykorzystali wczasowicze.
 |
Plaża - Sarbinowo
|
Przy plaży w Sarbinowie jest niezbyt długa, ale sympatyczna promenada z ławkami. Sama miejscowość jakoś mnie nie urzekła, może wpływ na to miały chmary jakiś małych chrząszczów? czy muszek?, od których nie można się było opędzić, zwłaszcza, że upodobały sobie żółto-zielony daszek mojej czapki. Z tego powodu, szybko opuściłam Sarbinowo i dalej plażą potuptałam do Chłopów (około 4 km), w których wiele lat temu spędziłam bardzo fajne wakacje.
 |
| Chłopy |
Chłopy są ciekawym miejscem - to niewielka miejscowość, w której nadal czuć dawny charakter rybackiej osady. To jedyna wieś w Polsce wpisana do rejestru zabytków z zachowanym tradycyjnym układem rybackiej osady. Można tu zobaczyć XIX-wieczne domy utrzymane w szachulcowym stylu. W Chłopach znajdują się też dwupoziomowe molo oraz przystań, z której każdego dnia rybacy wyruszają na połów.
 |
Przystań rybacka - Chłopy
|
Można się tu zaopatrzyć w świeżo złowione, albo wędzone na miejscu ryby.
 |
| Sklep w przystani rybackiej - Chłopy |
|
Dalej plażą przeszłam następnych 5 km aż do Mielna. Plaża robiła się coraz bardziej grząska, szło się trudniej, dlatego na początku miejscowości zeszłam na promenadę, którą doszłam prawie do miejsca, w którym zarezerwowałam nocleg, do Unieścia.
 |
Początek promenady w Mielnie
|
Już w Gąskach stwierdziłam, że należy mi się kolejny dzień relaksu i regeneracji. Byłam już dwa tygodnie w drodze i to odczuwałam :). Oprócz zmęczenia dokuczały mi małe palce u stóp, na których zrobiły się pęcherze. Miałam nadzieję, że w Mielnie kupię jakieś plastry, które lepiej mi je zabezpieczą niż te, które miałam ze sobą. Dotarłam do miejsca, w którym miałam nocleg i wróciłam do centrum Mielna do Rossmana i apteki. Zrobiłam też zakupy spożywcze. Tak więc po 15 km po plaży, z plecakiem, dołożyłam sobie jeszcze ponad 6 km "zakupowych", ale następnym dniem była niedziela i niektórych zakupów bym nie zrobiła. Za to jutro laba :)
Dzień 15. i 16. Unieście
Za mną dwa tygodnie przygody. Ileż to już się rzeczy wydarzyło od mojego przyjazdu do Świnoujścia! Ile miejsc odwiedziłam! Ilu ludzi spotkałam! Chyba po to są takie wędrówki, żeby oderwać się od codzienności, starych problemów, martwienia się o przyszłość.
W Unieściu nocowałam w Willi Lux. Cenowo bardzo przyjaźnie :). Kolejne miejsce, do którego mogłabym wrócić. Pokój czysty, a w nim wszystko co potrzebne. Dodatkowo super położony, dosłownie kilkadziesiąt metrów od przystani rybackiej i plaży.
Najpierw zarezerwowałam dwa noclegi, potem przedłużyłam jeszcze o jeden. Tak więc na odpoczynek przeznaczyłam aż dwa dni!
Co robiłam? Była piękna pogoda, więc postanowiłam wybrać się na plażę. Chyba jednak nie dla mnie leżenie na piasku, bo długo nie wytrzymałam. Spacerkiem wybrałam się promenadą do Mielna.
 |
Promenada - Mielno
|
 |
Trasa jednego ze spacerów
|
 |
Po prostu: Mielno :)
|
Przy głównym wejściu na plażę jest kilka kolorowych, wakacyjnych murali.
 |
Mural - Mielno
|
Przy promenadzie usiadłam na tarasie kawiarni Meduza. Super miejsce, ze świetną obsługą, tuż przy plaży. Bardzo miło
siedzi się w koszu plażowym i patrzy na morze. Zjadłam pyszny chłodnik, a jako że zrobiło się gorąco, to jeszcze wypiłam mrożoną kawę. Rozpusta!
Pod wieczór wybrałam się w Unieściu do Hotelu Eden, skorzystałam z ich strefy SPA - basenu, jacuzzi i sauny. Bardzo mi się to przydało.
Kolejnego dnia znowu spacer. Zaczęłam od pobliskiej przystani rybackiej.
 |
Kutry rybackie - Unieście
|
Przy porcie znajdują się liczne knajpki, sklepy ze świeżymi i wędzonymi na miejscu rybami.
 |
Jedna z wędzarni przy porcie
|
Oczywiście byłam na plaży, wśród licznych plażowiczów, jako że pogoda była wyśmienita.
 |
| Plaża - Unieście |
|
A wieczorem na zachodzie słońca. Wprawdzie były chmury i nie było widać jak Słońce "topi"się w morzu, ale i tak widoki były warte zapamiętania.
 |
Wieczór na plaży - Unieście
|
Dzień 17. Unieście - Dąbki
Z nowym zapasem sił ruszyłam w dalszą drogę. Najpierw plażą, ale było grząsko i niewygodnie, dlatego wyszłam na ścieżkę rowerową prowadzącą wzdłuż drogi. Zresztą i tak musiałabym zejść z plaży i dojść do mostu na Kanale Jamieńskim. Przekroczyłam go i wróciłam na plażę.
 |
Moja trasa na mapie
|
Było pięknie, słonecznie, plaża prawie pusta. Takie klimaty lubię! :)
 |
Plaża między Kanałem Jamieńskim a Łazami
|
Chciałam zobaczyć Łazy (znowu wspomnienia!), dlatego zeszłam z plaży, żeby przejść przez miejscowość. No cóż, jak wszędzie. Stragany z pamiątkami, gofry, lody itp.
 |
Typowe, sezonowe stoisko z akcesoriami plażowymi.
|
Przed głównym wyjściem na plażę turyści są witani transparentem.
 |
Dojście do plaży
|
 |
Widok z platformy widokowej na plażę - Łazy
|
Cztery kilometry dzielące Łazy od Dąbkowic trzeba pokonać plażą, tu wyboru nie ma. Niestety nie ma innej drogi. Niestety, bo to był wyjątkowo trudny odcinek do przejścia. Piasek był bardzo grząski i każdy krok okupiony był wysiłkiem. Na szczęście, po chwili marszu, spotkałam Mariusza z Łodzi (pozdrawiam!), który po plaży prowadził rower i też bardzo się męczył. Zaczęliśmy rozmawiać i tak wespół, zespół, gadając przez cały czas przeszliśmy ten okropny kawałek plaży. Dotarliśmy do Dąbkowic. Mariusz pojechał dalej na swoim rowerze, a ja poszłam usiąść i odpocząć do jedynej, lecz bardzo miłej smażalni ryb w ośrodku Pod Wydmą.
Dąbkowice to najmniejsza miejscowość w Polsce, położona bezpośrednio nad Bałtykiem. Całą osadę stanowią zabudowania dwóch, czy trzech ośrodków wypoczynkowych.
 |
Ośrodek "Pod Wydmą" - Dąbkowice
|
Z Dąbkowic do Dąbek prowadzi betonowa droga leśna zamknięta dla samochodów (wjazd tylko dla pracowników i wczasowiczów). Zmęczona marszem po niewygodnej plaży, ten pięciokilometrowy odcinek przeszłam tą właśnie drogą.
 |
Leśna droga z Dąbkowic do Dąbek
|
Ponieważ aura sprzyjała, najbliższą noc postanowiłam spędzić pod namiotem. Wybrałam Pole namiotowe Luka. Tego dnia przeszłam w dosyć trudnych warunkach prawie 25 km. To trochę dużo jak dla mnie. Czułam się zmęczona. Rozbiłam tam namiot i ogarnęłam zwyczajowe wieczorne czynności. Potem zaczęłam rozmawiać z dwiema cudownymi, niesamowicie życzliwymi, już nie najmłodszymi paniami: Lusią i Elą, które na tym polu, w przyczepie campingowej, spędzają któryś kolejny czerwiec. To naprawdę były niesamowite osoby :).
Dzień 18. Dąbki - Darłówko
Tego dnia rano padał deszcz. Nie mogłam spakować namiotu. Nawet nie za bardzo się zmartwiłam. Mogłam dłużej poleżeć i odpocząć po poprzednim trudnym dniu. Około 11-tej przestało padać. Jak wokół wszystko przeschło, to zdecydowałam, że pójdę dalej. Spakowałam namiot i bardzo późno, jak na dotychczasowe zwyczaje, wyruszyłam w drogę. Oczywiście wcześniej spędziłam trochę czasu z Lusią i Elą. I to od nich na pożegnanie dostałam garść cukierków i kartkę z tym oto tekstem.
 |
Wiadomość od Lusi i Eli, które poznałam w Dąbkach
|
Ponieważ było bardzo późno, zakładałam, że tego dnia dojdę tylko do Darłówka (ok.10 km), a potem będę potrzebowała jeszcze jednego dnia, żeby dojść do Jarosławca.
 |
Moja trasa na mapie
|
To był dobry plan! Plaża całą drogę była wyjątkowo nieprzyjazna. Szłam wolno, bo nogi ciągle się "zakopywały" w grząskim piasku, a nie można było zejść na "ląd", bo za wydmami były tereny wojskowe. Taki, w miarę krótki odcinek był w sam raz.
Na plaży było niewielu ludzi, a pojawiające się chmury budziły respekt.
 |
Plaża między Dąbkami a Darłówkiem
|
Dotarłam do Darłówka :).
 |
Plaża Zachodnia - Darłówko
|
Wcześniej upatrzyłam sobie camping Róża Wiatrów, znajdujący się w zachodniej części Darłówka, w stosunkowo niedalekiej odległości od morza. Kierowana przez Google Maps, znalazłam ten camping. Czysto, dużo przestrzeni. Rozstawiłam namiot w fajnym miejscu, ale tak, że szersza część była odwrócona w kierunku zachodnim, z którego wiał silny wiatr. Później wiatr stawał się coraz mocniejszy. Żeby zmniejszyć opór, obróciłam namiot o 90 stopni, węższą stroną w kierunku wiatru ale i tak miałam wrażenie, że zaraz odleci. Dlatego jeszcze raz wyciągnęłam szpilki i przeciągnęłam w miejsce, które było trochę osłonięte przez ścianę budynku. Trochę to pomogło, ale pomimo tego w nocy wichura budziła mnie kilka razy. Najważniejsze: ja i namiot przetrwaliśmy!
 |
Na campingu Róża Wiatrów - Darłówko
|
Dzień 19. Darłówko - Jarosławiec
Po wietrznej nocy, nastał bardzo wietrzny dzień. Oczywiście, wyruszyłam zaraz z rana.
 |
Moja trasa na mapie
|
Darłówko to nadmorska część miasta Darłowa, jest przedzielone na część zachodnią i wschodnią przez rzekę Wieprzę. Do wschodniej części Darłówka dostałam się przez most na rzece. Jest to most rozsuwany - jedyny most tego
typu na terenie Polski.
 |
Rozsuwany most - Darłówko
|
Po stronie wschodniej od razu skręciłam nad Bałtyk i wyszłam przy samej latarni morskiej.
 |
Latarnia morska - Darłówko
|
Dalej bardzo chciałam iść plażą, świeciło słońce, ale wiał bardzo silny zimny wiatr. Dlatego wyszłam na groblę, na której po płytach betonowych jest poprowadzona ścieżka rowerowa. Kolejnych 10 kilometrów nią szłam. Od czasu do czasu próbowałam zejść na plażę, jednak zaraz uciekałam na ścieżkę, na której wiatr był mniej odczuwalny.
 |
Droga rowerowa - Darłówko
|
Plaże tego dnia były prawie puste.
 |
Plaża - Darłówko
|
Później betonowe płyty zamieniły się w asfalt, który doprowadził mnie do miejscowości Wicie. Tam zrobiłam krótki postój na obiad i dalej w drogę. W okolicach Rusinowa droga robi się szeroka - był tu pas startowy dawnego lotniska wojskowego. Ciągle idąc drogą doszłam do Jarosławca.
 |
Plan Jarosławca
|
Przed Wiciami zdecydowałam się, że czas na nocleg pod dachem - zadzwoniłam w kilka miejsc w Jarosławcu i tak znalazłam się w Pokojach gościnnych Janosik, które są usytuowane niedaleko latarni morskiej, na górce (może stąd Janosik :)). Kolejne bardzo sympatyczne, godne polecenia miejsce. Dobrze, że spałam w pokoju, bo byłam strasznie zmarznięta. Chyba ten wiatr tak mnie wychłostał, że nie potrafiłam się rozgrzać.
Ten dzień był mało przyjemny. W spacerze po plaży jest jakiś urok, można się zapatrzeć, popodziwiać. Cudownie jest iść plażą, a jak jeszcze
jest ciepło (były takie dni!) i można usiąść, zamoczyć nogi, wystawić
się do słonka, odpocząć, to jest pełnia szczęścia.
Do Jarosławca doszłam drogą, po betonie, po asfalcie, po prostu żeby dojść. Bez zachwytu, bez podziwiania widoków, już chciałam napisać, że bez sensu! Ale jest sens - takie dni są po to, żeby potem bardziej docenić te, które są przyjemne :)
Dzień 20. Jarosławiec
Na szczęście pogoda się poprawiła, wiatr już nie był taki silny. Wybrałam się na spacer po tej sympatycznej miejscowości.
 |
| Spacer po Jarosławcu |
Po pierwsze poszłam do Informacji Turystycznej, żeby się upewnić co do drogi, którą mam się dostać do Ustki. W Internecie są sprzeczne informacje. Mapy Google pokazują, że można iść plażą.
 |
Google Maps, zrzut ekranu
|
Gdzie indziej wyczytałam, że jest to teren wojskowy i pod żadnym pozorem nie wolno iść tą drogą. Dlatego chciałam zasięgnąć języka na miejscu. Okazało się, że niestety, rzeczywiście to jest teren wojskowy i na jego teren wstęp jest zabroniony. Znalazłam nawet Komunikat z kwietnia tego roku, dotyczący zakazu wstępu.
 |
Komunikat wojska - zrzut ekranu
|
Trochę burzyło mi to plany, bo nastawiałam się na dalszą wędrówkę plażą. Nic to, plany są po to, żeby je zmieniać!
Później już tylko zwiedzałam sobie Jarosławiec. Oczywiście, pierwsze kroki skierowałam na plażę i poszłam w kierunku sławnej plaży Dubaj. Jak dowiedziałam się od mojej gospodyni, ta słynna plaża właściwie jest "produktem ubocznym" umacniania klifu, który tak bardzo już był podmywany przez morze, że groził zawaleniem, co spowodowałoby zniszczenie drogi i domów przy niej stojących. Dlatego umocniono klif betonem i wykonano kamienne zabezpieczenia - utworzono plażę, która stała się główną atrakcją Jarosławca. Jest to największa sztuczna plaża w Europie, która już teraz sama się powiększa, bo morze nanosi piasek.
 |
Plaża Dubaj - Jarosławiec
|
Faktycznie, patrząc z góry, ma kształt zbliżony do dubajskiej, tylko że w Dubaju jest ciepło, a plaża jest większa. Za to my mamy klif i dużo zieleni, a tam tylko palmy i jakieś krzaczory :).
Połaziłam jeszcze trochę po Jarosławcu. Byłam pod latarnią morską i przy Pomniku Rybaka.
 |
Latarnia morska - Jarosławiec
|
 |
Pomnik Rybaka - Jarosławiec
|
Poszłam też do wschodniej części miejscowości, gdzie jest naturalna plaża i przystań rybacka. Można tam kupić świeżą rybkę, albo zjeść usmażoną czy uwędzoną.
 |
Przystań rybacka - Jarosławiec
|
Jarosławiec był bardzo ważnym punktem mojej wyprawy. Leży w połowie (!) drogi od Świnoujścia do Helu. Od tej pory miało być już "z górki"!
Dzień 21. Jarosławiec - Ustka
Poprzedniego dnia dowiedziałam się, że odcinek wybrzeża od Jarosławca do Ustki jest zamknięty dla ruchu turystycznego, a cały ten obszar należy do Centralnego Poligonu Sił Powietrznych Wicko Morskie. Teren poligonu po prostu trzeba obejść. Można skorzystać z czerwonego szlaku turystycznego, prowadzącego w większości po mało ruchliwych drogach asfaltowych.
Ponieważ nie byłam zachwycona perspektywą wędrowania po asfaltowej drodze, daleko od morza i plaży, dlatego wymyśliłam inne, wygodniejsze rozwiązanie, które wydawało mi się tym lepszym pomysłem, że prognozy przewidywały opady deszczu. Wymyśliłam, że skorzystam z komunikacji publicznej i dotrę do Ustki najpierw autobusem PKS do Słupska, a potem autobusem, bądź pociągiem do Ustki.
Dzień rozpoczął się całkiem przyjemnie. Było ciepło, słonecznie, po zapowiadanym deszczu ani śladu. Autobus przyjechał punktualnie. Wszystko świetnie. Nic nie zapowiadało, że ten dzień stanie się najbardziej traumatycznym dniem w czasie mojej wędrówki.
Wracając do tego co się działo - jechałam sobie PKS-em do Słupska. Jechałam i dojechałam. Wysiadłam przy nowym Dworcu Autobusowym. Zaczęło padać, poszłam sprawdzić kiedy odjeżdża najbliższy autobus do Ustki. Nic nie było w najbliższym czasie. Wróciłam i przeszłam przez tory kolejowe na dworzec PKP. Najbliższy pociąg do Ustki miał być za około pół godziny. Żaden problem. Kupiłam bilet na pociąg "Słoneczny" Kolei Mazowieckich, relacji Warszawa -Ustka. Okazało się, że pociąg był spóźniony, a w międzyczasie rozpętała się ulewa. Razem z innymi podróżnymi schowałam się pod wiatą na peronie i czekaliśmy. Doczekaliśmy się. Pociąg fajny - sucho, czysto, mało ludzi. Było dobrze :).
 |
W prawie pustym pociągu do Ustki
|
Na dworze trwało oberwanie chmury.
 |
Oberwanie chmury - Słupsk
|
Dojechałam do Ustki - deszcz nie ustawał, z nieba lało się strumieniami. Przebiegłam do niewielkiego pomieszczenia poczekalni na dworcu. Na zewnątrz ciągle armagedon! Pomyślałam, że przeczekam deszcz. Kiedyś przecież przestanie padać, albo przynajmniej zelżeje.
Usiadłam i wyjęłam telefon - chciałam sprawdzić jak dojść do miejsca, w którym rano przez Booking zarezerwowałam pokój.
I tu zaczyna się prawdziwy dramat! Teraz już mi się wydaje, że to nie było takie straszne, ale wtedy to naprawdę była tragedia! Co się stało? Ano, mój telefon odmówił współpracy! Słyszałam dźwięk, czułam wibrowanie, ale wyświetlacz umarł! A w telefonie miałam wszystko - adres gdzie miałam nocować, wszystkie dotychczas zrobione zdjęcia, wszystkie kontakty. Oczywiście cały czas korzystałam z map, a mózg mi się tak rozleniwił, że nie pamiętałam żadnego numeru telefonu! No dobra, coś trzeba było zrobić!
Obok mnie byli jacyś modzi ludzie - wygooglowali serwis telefonów w Domu Handlowym Marina, odległym o jakieś 800 metrów. Serwis miał być czynny do 14-tej (sobota!), a już była prawie pierwsza. Ciągle lało koszmarnie. Trudno. W strugach deszczu, brodząc po kostki w wodzie i przy akompaniamencie syren straży pożarnej (pewnie wzywanej do podtopień), idę do serwisu. Przecież jak bez telefonu??? Docieram. Jest Marina, serwis też, tyle, że na drzwiach karteczka "Zapraszamy do naszego drugiego punktu". Poprosiłam jakąś dziewczynę o pomoc, na swoim telefonie pokazała mi jak dojść do tego drugiego punktu. Robiło się coraz później, prawie biegłam, byłam już kompletnie przemoczona, w butach mi chlupało, właściwie było mi już wszystko jedno. No nie! Muszę uratować telefon!!! Dotarłam w końcu do tego drugiego punktu. Tam młody chłopak wziął telefon, pooglądał, stwierdził: "No, tak chyba wyświetlacz". Zaproponował, że mogę go zostawić, a on w poniedziałek wyśle go do serwisu w Słupsku i za kilka dni powinien być naprawiony. No dobra, ale ja nawet nie wiedziałam gdzie będę spać tej nocy! Potrzebowałam telefonu na już!!!
Idąc do tego serwisu, mijałam Informację Turystyczną. Pomyślałam, że może tam mi ktoś pomoże. Mokra jak spod prysznica weszłam. Trafiłam na bardzo sympatycznych ludzi, którzy naprawdę wczuli się w sytuację i starali się mi pomóc (Dziękuję z całego serca:)). Udostępnili mi komputer. Zalogowałam się na Booking i znalazłam adres noclegu i wiadomość od właścicielki, z kodami do schowka na klucze. Próbowałam też zalogować się na moje konto mailowe, ale w ramach zabezpieczeń, jako że logowanie odbywało się z nowego urządzenia, coś mnie poblokowało - wyświetliła mi się informacja, że na mój telefon został wysłany kod weryfikacyjny. Świetnie!!!
Państwo w informacji starali się znaleźć jakieś inne rozwiązanie sytuacji. Przypominam, była już sobota popołudniu i wszystkie serwisy już były zamknięte. Pan znalazł informację, że w markecie ze sprzętem RTV, który od niedawna jest w Ustce, też mają usługi serwisowe.
Dostałam wskazówki jak tam dojść (około 2 km) i jak dojść pod adres mojego spania. Zaniosłam plecak i znowu w deszczu, (tym razem już tylko padało) poszłam do wskazanego marketu. Niestety, serwisu tam nie było, ale były nowe telefony! Nie zastanawiając się długo wybrałam jeden i po prostu kupiłam! Nigdy takich zakupów nie robiłam ot tak, zawsze zastanawiałam się jaki kupić, a czy aparat ok?, pamięci dosyć? itp. Ponieważ już byłam tym wszystkim bardzo zmęczona, poprosiłam też o przełożenie karty. Z nowym telefonem, zmęczona przemoczona do suchej nitki, przemarznięta wróciłam do mieszkania gdzie nocowałam. Gorąca herbata i gorąca kąpiel trochę mi pomogły. Już na spokojnie udało mi się odzyskać kontakty, porozumieć się z rodziną. Gdybym się nie "zameldowała" wieczorem pewnie by się niepokoili. W końcu szłam sama i wszystko mogło się zdarzyć, dlatego codziennie wieczorem dawałam sygnał, że wszystko ok.
Nocleg miałam zarezerwowany tylko na jedną noc, ale jak już trochę doszłam do siebie, to zadzwoniłam do właścicielki i poprosiłam o przedłużenie. Na szczęście była taka możliwość. Po takich "atrakcjach" chciałam odetchnąć i odpocząć
To znak dzisiejszych czasów, że największa trauma miesięcznej wędrówki była związana z awarią smartfona. Jak to bez kontaktu? Bez internetu? Bez mapy? Strasznie się uzależniłam od tego. Ja to jeszcze chociaż pamiętam świat z papierowymi mapami i encyklopediami, ale młodzi? A co będzie jak sprawdzą się jakieś katastroficzne wizje i nie będzie Internetu? Coś się stanie jak nie będzie prądu, gazu, czy wody w kranie? Masakra! Lepiej nie będę myśleć o tym!
Po stresie poprzedniego dnia, chciałam odpocząć. Byłam zmęczona. Pogoda ostatnio była okropna. Zimno, wiatr i jeszcze deszcz! A w prognozach pogody ciągle pisali o nadchodzących upałach. Bardzo wolno szły, bo nie mogły dojść! Nosiłam na plecach namiot, a spałam w pensjonatach, bo albo lało albo wiało! Miałam kryzys. Zaczęłam sprawdzać pociągi powrotne do Katowic. Pomyślałam, że jak pogoda się nie poprawi, to chyba wrócę do domu.
Tak prawdę mówiąc, to co poprzedniego dnia się działo, to były pierdoły. Już byłam w ciepłym i suchym miejscu, zdrowa, ciągle z dwiema rękami i nogami i głową na karku, ale pogoda mnie denerwowała. Od samego początku chciałam, żeby ta wyprawa była przyjemnością, a jak jest tak zimno i głowę wiatr urywa, to gdzie tu jest przyjemność?
Koło południa przestało padać. Poszłam na spacer po Ustce i sprawdzić jakie zdjęcia będzie robiło to "cudo", które kupiłam poprzedniego dnia.
Na stronie promującej atrakcje turystyczne Ustki przeczytałam: "Ustka - nadmorski kurort pełen słońca, tętniący życiem, idealne miejsce na wypoczynek i dobrą zabawę". Ja, niestety, nie miałam szczęścia do słońca i pomimo niedzieli miasteczko raczej wyglądało na wymarłe, a nie tętniące życiem :)
 |
Ustka
|
Prawdą zaś jest, że można tu znaleźć klimat starej portowej osady. Zachował się tu układ uliczek średniowiecznej wsi, który z uwagi na jego wartość historyczną, objęty został ochroną konserwatorską. Wiele domów jest piękne odrestaurowanych.
 |
| Ustka |
Nie trzeba zbyt dużej wyobraźni, żeby zobaczyć tłumy ludzi, spacerujących tymi fajnymi uliczkami, siedzących w licznych kawiarnianych restauracyjnych ogródkach, wtedy, kiedy jest ciepło i świeci słońce.
Byłam również w porcie, przy pomniku Syrenki. Legenda głosi, że należy potrzeć jej biust, a wtedy Syrenka, która częściowo jest rybą, spełni jedno życzenie tej osoby, która chwyciła ją za pierś. W związku z tym piersi Syrenki, jak widać, są już dosyć wytarte :)
 |
Pomnik Syrenki w Ustce (i ja:))
|
Niedaleko znajduje się latarnia morska.
 |
Latarnia morska - Ustka
|
Zajrzałam też na plażę. Tego dnia nie było na niej tłumów, aczkolwiek byli śmiałkowie, którzy usiłowali pływać na deskach.
 |
Plaża - Ustka
|
Widziałam tylko część Ustki, ale mam bardzo pozytywne wrażenia. Podobało mi się to miasteczko. Jest sympatyczne i klimatyczne. Chciałabym tam kiedyś wrócić.
Dzień 23. Ustka - Rowy
Hurra! Obudziło mnie słońce. Wreszcie, bo już byłam załamana! Prognozy też lepsze. To znaczy, że idę dalej :).
 |
Moja trasa na mapie
|
Przez cały dzień pogoda była jak marzenie, jakby się chciała zrehabilitować za ten ostatni okres.
Z rana w Ustce szłam promenadą, na której umieszczono ławeczkę Ireny Kwiatkowskiej. Aktorka wielokrotnie spędzała wakacje w Ustce i spacerowała nadmorską promenadą. Postać "Kobiety Pracującej" zajmuje lewą stronę ławeczki, na prawo od jest miejsce dla dwóch osób. Sama ławeczka przypomina zwój taśmy filmowej. Ktoś podarował Pani Irenie kolorowe korale. Cudnie:).
 |
Ławeczka Ireny Kwiatkowskiej - Ustka
|
Po jakimś czasie promenada się skończyła. Zeszłam na plażę. Było idealnie.  |
Plaża - Ustka
|
Plażą doszłam do Orzechowa, po drodze pojawiły się klify, bardzo wąska plaża.
 |
Orzechowo
|
W Orzechowie morze dochodzi do samego klifu, dlatego musiałam zejść z plaży i przeprawić się wąską kładką przez strumyk. Kawałek przez las i znalazłam znaki czerwonego szlaku. Tym szlakiem, wiodącym przez piękny bukowo - sosnowy las, ominęłam niebezpieczne miejsce i dotarłam do zejścia na plażę.
 |
Gdzieś między Orzechowem a Poddębiem
|
W Poddębiu znowu musiałam ominąć klif. Trzeba zejść po betonowych płytach z plaży, podejść kawałek pod górkę i trafia się na mostek poprowadzony nad głębokim wąwozem.
 |
| Most nad wąwozem - Poddębie |
|
|
Dalej, kawałek przez las, zejście na plażę i marsz plażą aż do Rowów. Zgodnie ze wskazaniami Google Maps dotarłam na upatrzone wcześnie Pole namiotowe Wygoda. Rozbiłam namiot, poszłam na zakupy, na obiad.
Wieczorem poszłam nad morze, na promenadę. Wreszcie poczułam wakacyjne klimaty, Ciepło, słońce, ludzie podziwiający zachód słońca.
To był dobry dzień :)
 |
| Wieczór na plaży - Rowy |
Dzień 24. Rowy - Smołdziński Las
Rano spakowałam się i ruszyłam w drogę. Minęłam most nad rzeką Łupawą i skierowałm się w stronę plaży. Przede mną był Słowiński Park Narodowy. Chciałam tego dnia dotrzeć do Smołdzińskiego Lasu. Jest to jedyna miejscowość, w której można się zatrzymać. Nie ma alternatywy. Przed nią nie ma innej miejscowości, a kolejną jest Łeba oddalona od Smołdzińskiego lasu o ponad 20 kilometrów
 |
Moja trasa na mapie
|
Doczekałam się! Było pięknie pod każdym względem :)
 |
Plaża na wschód od Rowów
|
 |
| Plaża na wschód od Rowów |
Przeszłam po piasku około ośmiu kilometrów. Koło południa zaczęło się chmurzyć, wydawało mi się, że słyszę grzmoty. Wystraszyłam się, bo na tym odcinku nie ma miejscowości. Dlatego jak tylko zobaczyłam zejście z plaży, to skorzystałam z niego i dalej już szlam lasem. Droga w lesie była piękna, las również. Fajnie było, ale plażą lepiej.
 |
W drodze do Smołdzińskiego Lasu
|
Na koniec jeszcze kilka kilometrów musiałam iść przez wieś, po asfalcie. Przystanęłam przy sklepie, kupiłam coś do picia i usiadłam na ławeczce. Miałam towarzystwo :)
 |
Moja koleżanka ze Smołdzińskiego Lasu :)
|
Camping Camp - Classic w Smołdzińskim Lesie mogę polecić każdemu. Super warunki, dużo przestrzeni, czyściutkie sanitariaty, bufet na miejscu i niesamowicie sympatyczna obsługa.
Rozbiłam namiot, posiliłam się i oddałam błogiemu lenistwu. To było to!!!
Dzień 25. Smołdziński Las - Łeba
Rano, jak zwykle, pakowanie i dalej w drogę! Przede mną kolejny kilkunastokilometrowy odcinek "gdzie nic nie ma", na terenie Słowińskiego Parku Narodowego. Zaopatrzona w prowiant i dodatkową butelkę wody wyruszyłam asfaltową drogą w kierunku plaży.
 |
Moja trasa na mapie
|
Po około 2 kilometrach trafiłam na czerwony szlak i za znakami poszłam w prawo, do miejsca, gdzie są pobierane opłaty za wejście do Słowińskiego PN.
W tym miejscu zauważyłam fajną, drewnianą ścieżkę, która mnie zaprowadziła do budynku Muzeum Słowińskiego Parku Narodowego.
 |
Ścieżka do Muzeum Słowińskiego Parku Narodowego
|
Dalej ścieżka prowadziła do latarni morskiej. Trochę pożałowałam, bo żeby wejść do latarni trzeba pokonać chyba milion schodów!
 |
Schody do latarni morskiej w Czołpinie
|
Na szczęście na końcu było widać latarnię :).
 |
Latarnie morska - Czołpino
|
Od latarni, w kierunku plaży, prowadzi przez las niebieski szlak.
 |
Droga od latarni w Czołpinie do plaży
|
Wreszcie dotarłam do plaży! Przepięknej, z białym piaskiem, czyściutkiej, bezludnej! Warto było człapać aż tutaj! Zachwycająca!
 |
Plaża - Czołpino
|
Przede mną było kilkanaście kilometrów marszu taką plażą, albo jeszcze piękniejszą! W słońcu, pod błękitnym niebem! Zapowiadał się cudny dzień :)
Zrobiłam mnóstwo zdjęć, a na nich: plaża, a potem plaża i kolejne, a na nim, kto zgadnie, co? Tak! PLAŻA! Tu wstawię tylko jeszcze jedno.
 |
Plaża - Słowiński Park Narodowy
|
Po drodze mijałam odgrodzone miejsca ptasich lęgów, o czym informowały tablice.
 |
Tablica informacyjna - Słowiński Park Narodowy
|
I tak sobie szłam tymi pięknymi plażami z białym piaskiem, podziwiając wydmy, morze, fale, mewy i wszystko co było dookoła. Naprawdę, pięknie było. Późnym popołudniem dotarłam do znaków kierujących na Wydmę Łącką
 |
Drogowskazy na plaży
|
 |
Droga przez wydmy
|
Byłam już dosyć mocno zmęczona, dlatego po przejściu przez wydmy, postanowiłam skorzystać z wynalazku cywilizacji, ułatwić sobie życie i do Łeby zajechać po pańsku, meleksem. A co!
 |
W meleksie, czekając na kierowcę
|
Zrobiłam tak, również z tego względu, że w ubiegłym roku dosyć dużo czasu spędziłam w Łebie i ten odcinek wybrzeża znam dosyć dobrze, dlatego z czystym sumieniem mogłam go ominąć.
Zastanawiałam się czy spać pod namiotem, czy może poszukać jakiegoś pokoju? Ta druga opcja zwyciężyła. Już w Łebie, usiadłam na ławce i przez Booking zarezerwowałam pokój na dwie noce (Pokoje gościnne ADA). Kolejny dzień ustanowiłam tym samym "Dniem relaksu i regeneracji" :).
Dzień 26. i 27. Łeba
Mój pobyt w Łebie przedłużył się o jeszcze jeden dzień, z powodu pogody. W prognozach - kolejny armagedon. I rzeczywiście tak było, wprawdzie w Łebie nie było tragedii, ale w Gdańsku wskutek wichury (momentami był to huragan - 12 w skali Beauforta), wielki stoczniowy dźwig, został zepchnięty prosto do wody. Oczywiście, lokalnie również miały miejsce różne zdarzenia wywołane ulewami i silnym wiatrem.
Gdy tylko były momenty lepszej pogody, wykorzystywałam je na odwiedzenie starych kątów lub po prostu zrobienie zakupów.
 |
Jeden ze spacerów po Łebie
|
Łeba należy do najpopularniejszych miejscowości na polskim wybrzeżu. Turyści wybierają przyjazd do Łeby nie tylko z powodu pięknej szerokiej plaży, ale też licznych atrakcji. Jedną z możliwości jest odwiedzenie ruchomych wydm w Słowińskim Parku Narodowym czy rejs statkiem wycieczkowym.
 |
Port - Łeba
|
Jak tylko pokazywało się słońce, to na plaży zaraz robiło się gęsto od parawanów.
 |
Plaża - Łeba
|
W ubiegłym roku, w centrum miasta trwały prace remontowe. Teraz są już ukończone. Na Skwerze Rybaka powstały alejki, sztuczna rzeczka, plac zabaw, dużo zieleni i Pomnik Trzech Rybaków. Przy jego tworzeniu zainspirowano się legendą o trzech rybakach z Łeby, którzy trafiają do nieba, ale burzą jego spokój i zostają z tego nieba wyrzuceni.
 |
Pomnik Trzech Rybaków
|
W Łebie znajduje się wiele całorocznych i sezonowych restauracji, kawiarni, smażalni, cukierni, do wyboru do koloru. Jak widać nie tylko turyści z nich korzystają. Miejscowi również :).
 |
Mewa czekająca na otwarcie lokalu :)
|
Dzień 28. Łeba - Lubiatowo
W Łebie stwierdziłam, że teraz to już byłoby żal zrezygnować. Praktycznie pokonałam 2/3 drogi ze Świnoujścia do Helu. Mój cel - Hel stawał się coraz bardziej realny :).
Po dwóch dniach odpoczynku w Łebie, ruszyłam dalej.
 |
Moja trasa na mapie.
|
Od Łeby w kierunku Stilo szłam plażą, która na tym odcinku jest piękna - czysta, jasna i szeroka.  |
Plaża między Łebą a Stilo
|
Po około ośmiu kilometrach minęłam wystający z wody maszt wraku statku West Star, który zatonął w czasie sztormu w 1971 roku, wioząc ładunek drewna z Gdańska do Angli.
 |
Wystające z morza kolumny masztów statku West Star
|
Na plaży w Stilo trafiłam na betonowe pozostałości starego buczka mgielnego. Został on zbudowany w roku 1906 przez rząd pruski i pierwotnie znajdował się 50 metrów od morza (!). Jeszcze kilka lat temu znajdował się on kilkanaście metrów od morza.
Coroczne zimowe sztormy robią jednak wiele szkód - teraz jest już na samej plaży.
 |
Betonowa konstrukcja na plaży w Stilo
|
W Stilo znajduje się jedna z ładniejszych latarni morskich na wybrzeżu. Jest ona oddalona o około 1 km od zejścia na plażę, na sporym wzniesieniu. Odwiedziłam ją w ubiegłym roku, dlatego teraz poszłam na łatwiznę i już do niej nie szłam, oszczędzając tym samym siły.
Ciągle idąc plażą, niezmiennie piękną, szeroką i prawie bezludną, minęłam Słajszewo, gdzie rozpoczęły się prace związane z budową elektrowni jądrowej. Podobno, w związku z przygotowaniami do tej inwestycji wycięto już kilkadziesiąt hektarów nadmorskiego lasu. Ciekawe, czy w przyszłości będzie można korzystać z plaży w tym miejscu?
Ze Słajszewa już niedaleko miałam do Lubiatowa. Tam znalazłam Pole namiotowe Topaz. Rozbiłam namiot i wróciłam nad morze.
Po drodze atrakcja. Przejazd zabytkowych ciągników. Było ich około setki!
 |
Jeden z ciągników biorących udział w paradzie.
|
W samym Lubiatowie widać niszczycielska siłę morza. Pod koniec 2023 r., plaża stała się ofiarą zimowego sztormu. Ten malowniczy zakątek nad Morzem Bałtyckim,
zaliczany do najpiękniejszych polskich plaż, podobno, w mgnieniu oka uległ
zniszczeniu.
 |
Plaża, której nie ma - Lubiatowo
|
W Lubiatowie byłam w czasie weekendu. Była piękna pogoda, dlatego ludzi było bardzo dużo. Tak jak pisałam wcześniej zatrzymałam się na polu namiotowym Topaz. Jest ono bardzo duże, było bardzo dużo imprezowego towarzystwa. Grile z każdej strony i odgłosy dobrej zabawy do późnej nocy. Dwie rzeczy bardzo mnie zaskoczyły. Przy wjeździe na teren pola był ustawiony kontener z prysznicami, z których korzystało się za dodatkową opłatą. Pan wyposażony w stopery mierzył czas kąpieli od zamknięcia drzwi do ich otwarcia. Każda minuta to 2 złote. Mnie szybki prysznic kosztował 8 złotych! Widziałam, że inne osoby przychodziły już przygotowane - tylko w ręcznikach, czy szlafrokach. Ja zapłaciłam jeszcze za czas poświęcony na rozebranie i ubranie. I tak miałam dobry czas wszystko trwało 4 minuty. W domu chyba nigdy takiego tempa nie miałam :).
I jeszcze jedno zaskoczenie. Nad ranem obudziłam się i poczułam potrzebę skorzystania z toalety. Wygrzebałam się ze śpiwora i namiotu, poszłam do toalety. A tu niespodzianka. Wszystko zamknięte na głucho! Jak myślicie co zrobiłam?
Podsumowując, to był najgorszy z moich dotychczasowych noclegów. Zazwyczaj tam gdzie spałam było widać, że gospodarze chcą zarobić, ale też starają się, żeby goście byli zadowoleni. W Lubiatowie, odniosłam wrażenie, że tylko chcą zarobić :(.
Dzień 29. Lubiatowo - Białogóra
Jak zwykle, rano wyruszyłam w dalszą drogę.
 |
Moja trasa na mapie
|
Ponieważ zejście na plażę w samym Lubiatowie jest zniszczone, kawałek przeszłam lasem, a potem już po piasku. Na morzu była widoczna platforma, podobno służąca do jakichś pomiarów geofizycznych.
 |
Platforma do badań geofizycznych (okolice Lubiatowa)
|
I znowu pogoda dała mi się we znaki. Tym razem zrobiło
się potwornie gorąco i parno. Było tak nieznośnie gorąco, że po około 8
kilometrach spaceru po plaży, zeszłam na czerwony szlak - leśną drogę -
tam przynajmniej można było znaleźć trochę cienia.
 |
Droga do Białogóry
|
Dotarłam do Białogóry i stwierdziłam, że dalej nie idę! Zostaję.
Znalazłam bardzo sympatyczne pole namiotowe. Właściwie to nie wiem, czy
ono nosi nazwę Bryza czy Relaks? To nie było najważniejsze.
Najważniejsze było to, że miejsce było bardzo przyjemne, ciche, przyjazne, czyste, a obsługująca pani niezwykle sympatyczna.
Już zrywał się wiatr (znowu zapowiadano burze!) - żeby się od niego osłonić, pozwolono mi rozbić namiot obok ustawionej na stałe przyczepy campingowej. A ponieważ przyczepa aktualnie była wolna, pozwolono mi również korzystać z jej tarasu. Bardzo się to przydało, bo popołudniu rozpętała się burza, która trwała dosyć długo. Dziękuję :)
 |
Mój namiocik - Białogóra
|
Zanim ulewa mnie uwięziła w namiocie zdołałam wyjść na zakupy, zjeść porządny obiad, lody. To chyba był dobry dzień na dogadzanie sobie :)
Dzień 30. Białogóra - Karwia
 |
Moja trasa na mapie
|
Dzień rozpoczął się bardzo sympatycznie. Deszcz padał jeszcze w nocy, ale rano już można było złożyć namiot i iść dalej.
Białogórę opuściłam wybrukowaną aleją/ deptakiem prowadzącym do plaży.
Na plaży w Białogórze nie było tłumów (jak widać na zdjęciu). Zdarzali się spacerowicze. Jeden z nich, bardzo sympatyczny człowiek, widząc mnie zagaił z uśmiechem: A dokąd pani tak idzie z tym plecakiem? Pewnie do Gdańska. Ze Świnoujścia! Na co ja: Nie, nie do Gdańska, na Hel. Ale ze Świnoujścia. Wtedy pan z zaskoczeniem i niedowierzaniem, ale ciągle z uśmiechem: Wariatka! Ale chapeau bas! Jeszcze chwilę porozmawialiśmy i poszłam dalej, ale co sobie przypominałam to zdarzenie, to od razu miałam uśmiech na twarzy:)
 |
Plaża Białogóra
|
Dalej było tylko lepiej. Niebo przejaśniało, wiatr zelżał i lekko popychał, słońce świeciło. Szło się wyśmienicie, bo plaża była równa i ubita . Plaża za Białogórą była przecudna. Szeroka, z białym piaskiem, prawie wcale nie było ludzi. Kolejne miejsce, które koniecznie trzeba zapamiętać!
 |
Plaża między Białogórą a Dębkami
|
Po około 9 kilometrach doszłam do Piaśnicy, rzeki, wpływającej do Bałtyku przed Dębkami. Żeby ją przekroczyć trzeba skorzystać z mostu, do którego trzeba kawałek podejść od plaży.
 |
Most na Piaśnicy
|
Nie wracałam od razu na plażę, przeszłam kawałek ścieżką rowerową przez Dębki. Znalazłam fajną knajpkę, w której zrobiłam sobie przerwę.
 |
Przerwa na herbatę i małe conieco - Dębki
|
W Dębkach na plaży były łodzie rybackie.
 |
Plaża Dębki
|
Dalej plażą, przeważnie ładną, chociaż w niektórych miejscach dosyć wąską, dotarłam do Karwi.
 |
Plaża - okolice Karwieńskich Błot
|
Zastanawiałam się, czy nie iść dalej, do Jastrzębiej Góry. Jednak rozsądek wziął górę - stwierdziłam, że 20 kilometrów to wystarczy.
W prognozie znowu w nocy deszcz. Postanowiłam poszukać noclegu pod dachem. Zadzwoniłam w kilka miejsc i nic. Na jeden dzień? Jedna osoba? Można zapomnieć. Potem przechodziłam koło domu z pokojami gościnnymi "Nikola". W ogrodzie byli gospodarze i jak zagadałam, to pokój się znalazł :).
Dzień 31. Karwia - Władysławowo
Dobrze, że znalazłam pokój. Rzeczywiście, znowu padało! I na cały dzień dalej zapowiadany był deszcz. Na szczęście bez burz, ulew i huraganów. Dlatego, pomimo wątpliwości, postanowiłam iść dalej. W razie katastrofy, po drodze były miejscowości, gdzie mogłabym się schronić.
 |
Moja trasa na mapie
|
Jak widać, pomimo, że to już był początek lipca, to na plaży nie było zbyt wielu śmiałków.
 |
Plaża między Karwią a Ostrowem
|
Plażą doszłam do ujścia Czarnej Wody, we wsi Ostrowo (sama miejscowość jest oddalona od plaży ponad kilometr). Aby dostać się na drugi brzeg rzeki, musiałam dojść do mostu drogowego oddalonego od plaży o około 300 metrów i potem znowu wrócić na plażę.
Ujście Czarnej Wody - Ostrowo
Po przejściu kolejnych pięciu kilometrów znalazłam się w Jastrzębiej Górze. U stóp klifu widać efekty prac mających na celu jego ochronę (i znajdujących się na nim zabudowań). Znalazłam informację, że "Inwestycja polegała na wykonaniu u podnóża skarpy, od strony północnej, palisady z pali wierconych, zwieńczonej oczepem żelbetowym z narzutem kamiennym od strony wody. Zbocze skarpy zostało również wzmocnione gwoździami gruntowymi i oblicowaniem z siatki stalowej z matą wegetacyjną, pozwalającą na zazielenienie się zbocza" (źródło:
turystyka.wp.pl)
. Brzmi bardzo fachowo. A takie są efekty :)
 |
Umocnienia klifu - Jastrzębia Góra
|
Gdzie znajduje się najdalej na północ położone miejsce w Polsce? Jeszcze 20 lat temu był to Przylądek Rozewie z charakterystyczną biało-czerwoną latarnią morską. Od 2000 roku północny kraniec Polski to Jastrzębia Góra.
Nowy punkt leży 2,2 kilometra na zachód od Przylądka Rozewie. Znajduje się w… wodzie, a na plaży wyznacza go biało-czerwony słupek.
 |
| Słupek wyznaczający najdalej na północ położone miejsce w Polsce |
Ponieważ mocniej się rozpadało postanowiłam wstąpić do Jastrzębiej Góry przeczekać, może przy okazji coś zjeść i ogrzać się. Najpierw musiałam pokonać sporo schodów :)
 |
Wejście/zejście? na plażę - Jastrzębia Góra
|
Na terenie gminy Władysławowo używa się kaszubskich nazw miejscowości.
Od 2005 roku język kaszubski ma status języka regionalnego. Dzięki temu
kaszubszczyzna może być obecna w szkołach, kościołach, urzędach i
mediach. Język śląski się tego nie doczekał – prezydent zawetował
ustawę z tym związaną :(.
 |
W Jastrzębiej Górze
|
Po odpoczynku, z pełnym brzuchem, kiedy deszcz zelżał, ruszyłam dalej. Najpierw wzdłuż drogi, a potem podążając za niebieskimi znakami, weszłam do pięknego wąwozu Lisi Jar (za pomnikiem upamiętniającym miejsce lądowania króla Zygmunta III Wazy, wracającego z nieudanej wyprawy wojennej przeciw Szwecji). Przez chwilę poczułam się jakbym trafiła gdzieś w góry.
 |
W Lisim Jarze
|
Idąc dalej niebieskim szlakiem, zeszłam nad Bałtyk.
 |
Plaża przy zejściu przez Lisi Jar
|
Plaża była dosyć kamienista. Po chwili marszu trafiłam na betonową ścieżkę (opaskę chroniącą Przylądek Rozewie). Z tej perspektywy obecności latarni morskiej na Rozewiu można się tylko domyślać. Jest zupełnie niewidoczna.
 |
Betonowa opaska wokół Przylądka Rozewie
|
Dalej szłam plażą. Minęłam Chłapowo.
 |
Plaża - Chłapowo
|
W końcu dotarłam do Władysławowa. Zaskoczyła mnie pozytywnie promenada biegnąca od Cetniewa, a która została stworzona bezpośrednio na piasku.
 |
Promenada na plaży - Władysławowo
|
Zgodnie ze wskazaniami Google Maps zeszłam z z piasku, aby skierować się na z góry upatrzone pole namiotowe.
 |
Dojście do plaży - Władysławowo
|
W prognozach pogody dominował optymizm. Pogoda w końcu miała się poprawić, dlatego zdecydowałam się na nocleg pod namiotem. Wybrałam Pole namiotowe Owocowy Raj, które znajdowało się dosyć daleko od centrum, w kierunku Półwyspu Helskiego. Opinie internetowe mnie znowu nie zawiodły - było kameralnie, sympatycznie, komfortowo i czysto. Rozstawiłam namiot i ... zaczęło padać. Weszłam do namiotu, położyłam się i zasnęłam snem kamiennym (było około 19-tej!). Spałam do rana :).
Dzień 32. Władysławowo
Rano obudziłam się, pomimo bardzo długiej nocy, jakaś nie do końca rześka. Wprawdzie zostały mi tylko dwa dni (!) marszu do mojego celu, ale posłuchałam swojego ciała, które chciało odpocząć. Nic na siłę! Dlatego ten dzień przeznaczyłam na spacer po Władysławowie.
 |
Trasa spaceru - Władysławowo
|
Najpierw dotarłam do Domu Rybaka, budynku, który w latach pięćdziesiątych był zbudowany jako hotel dla rybaków. Obecnie jest siedzibą Urzędu Miejskiego. Wieża Domu Rybaka, będąca częścią budynku, jest widoczna z daleka - jest doskonałym punktem orientacyjnym.
 |
Na końcu ulicy wieża Domu Rybaka - Władysławowo
|
Windą wjechałam na najwyższe, siódme piętro. Wyszłam na taras widokowy, z którego można było podziwiać panoramę miasta, Bałtyk, Półwysep Helski oraz Zatokę Pucką.
 |
| Widok na port z wieży Domu Rybaka |
Miejscem, którego we Władysławowie nie można ominąć jest aleja Gwiazd Sportu, na której znajdują się chodnikowe gwiazdy z wypisanymi imionami i nazwiskami słynnych sportowców.
Jedna z nich jest poświęcona Ryszardowi Szurkowskiemu, wybitnemu kolarzowi szosowemu, wielokrotnemu medaliście, którego ja pamiętam jako lidera Wyścigów Pokoju.
 |
Aleja Gwiazd Sportu - Władysławowo
|
Plaża to kolejne miejsce, które odwiedziłam. Pomimo nie najlepszej aury, ludzi było całkiem sporo. Nawet pojawiły się parawany i odważni plażowicze :).
Moim zdaniem, promenada bezpośrednio na plaży jest doskonałym pomysłem - dzięki niej na plażę bez problemu mogą dostać się niepełnosprawni, czy rodziny z wózkami dziecięcymi. Chociaż było widać, że nie tylko oni korzystali z możliwości wygodnego spacerowania.
 |
Plażowa promenada - Władysławowo
|
No i port. Przeszłam nabrzeżem portowym, gdzie znajduje się zielona portowa latarnia morska pełniąca funkcję nawigacyjną
.
 |
Latarnia morska - Władysławowo
|
Port we Władysławowie jest jednym z najważniejszych portów rybackich na Bałtyku pod względem ilości wyładowywanej ryby, liczby obsługiwanych kutrów rybackich i wyposażenia.
 |
Kutry rybackie - Władysławowo
|
Mogą tu cumować także jachty sportowe i żaglowce oraz statki turystyczne oferujące rejsy po Bałtyku.
 |
Jachty w porcie - Władysławowo
|
Na koniec zaszłam do Gospody u Chłopa, która znajduje się niedaleko portu, zjadłam dobry obiad i wróciłam na pole namiotowe.
 |
Gospoda u Chłopa - Władysławowo
|
Dzień 33. Władysławowo- Jastarnia
To był dzień, w którym pobiłam mój rekord. Przeszłam prawie 28 kilometrów!
 |
Moja trasa na mapie
|
Opuściłam Władysławowo i postawiłam pierwsze kroki na Półwyspie Helskim. Pierwszym możliwym wejściem skierowałam się na plażę. Było dosyć wcześnie, pogoda ciągle nienadzwyczajna - to chyba tłumaczy dlaczego na początku lipca na plaży nie było ludzi. Mnie to cieszyło :).
 |
Plaża - Chałupy
|
Po piasku przeszłam około 3 kilometrów, a ponieważ szło się dosyć niewygodnie, odnalazłam niebieski szlak poprowadzony równolegle do plaży przez las.
 |
Szlak wzdłuż plaży
|
Od czasu do czasu zaglądałam na plażę, była niezmiennie piękna, ale ciągle grząski piasek powodował, że trudno po niej się szło.
 |
Plaża - okolice Chałup
|
Trzymałam się niebieskiego szlaku, doszłam nim aż do Chałup. Wyprowadził mnie do miejscowości i tam go zgubiłam. Pomyślałam, że znajdę go za miejscowością, dlatego poszłam drogą rowerową. Szlaku jakoś nie znalazłam i drogą rowerową, biegnącą wzdłuż drogi przeszłam około 5 kilometrów, aż do Kuźnic.
 |
Droga rowerowa - Półwysep Helski
|
W niektórych miejscach droga zbliżała się do Zatoki Puckiej.
 |
Zatoka Pucka pomiędzy Chałupami a Kuźnicą
|
Chałupy i Kuźnica to stare wioski rybackie, w których dynamicznie rozwija się turystyka. Turystów przyciągają piękne szerokie plaże od strony otwartego Bałtyku, a zatoka to ulubione miejsce wind-, kitesurferów i żeglarzy.
 |
W Kuźnicy od strony Zatoki Puckiej
|
Przed budynkiem Informacji Turystycznej można usiąść koło Pomnika Rybaka.
 |
Pomnik Rybaka - Kuźnica
|
Minęłam Kuźnicę i dalej, aż do Jastarni szłam plażą. Bardzo ładną, ale wciąż z bardzo grząskim piaskiem i niewygodnie pochyloną.
 |
"Niewygodna " plaża
|
Około 3 kilometrów przed centrum Jastarni na plaży znajduje się bunkier, który jest częścią zespołu fortyfikacji z okresu międzywojennego, przecinającego w poprzek Półwysep Helski. Teraz stanowi ciekawą atrakcję turystyczną.
 |
Bunkier na plaży - Jastarnia
|
W końcu doczłapałam do Jastarni. Przeszłam przez miasto nad zatokę. W starej części zabudowa jest gęsta. Znajdują się tu niewielkie chaty rybackie ustawione wzdłuż wąskich uliczek, domy jednorodzinne, wille i pensjonaty, a pośród nich współczesne hotele i apartamentowce. Na ulicach tłumy turystów.
Nad Zatoką Pucką zbudowano molo o długości 120 metrów. Mieści się na przedłużeniu głównego deptaka.
 |
Molo - Jastarnia
|
Molo jest doskonałym punktem widokowym na Zatokę Pucką, można z niego obserwować licznych miłośników kitesurfingu i windsurfingu oraz innych sportów wodnych.
 |
Kolorowe latawce kitesurferów - Jastarnia
|
Po drodze na pole namiotowe minęłam port z zacumowanymi jachtami.
 |
Port - Jastarnia
|
Po przejściu prawie 28 kilometrów, znalazłam się na Rodzinnym Polu Namiotowym w Jastarni. Bardzo sympatycznym, niedużym, ze wszystkimi udogodnieniami. Jedynym mankamentem było to, że znajdowało się przy głównej ulicy. Samochody było słychać nawet w nocy.
Rozlokowałam się i znowu zaczął padać deszcz :(
Dzień 34. Jastarnia - Hel - Władysławowo
Przede mną, do celu, było ostatnich 20 kilometrów marszu. Czy to ostatni dzień wyprawy? Czy to możliwe? Trochę żal. Smuteczek :(.
 |
Moja trasa na mapie
|
Wyruszyłam z Jastarni w kierunku plaży. Była przepiękna pogoda. Chyba plaża chciała się ze mną czule pożegnać :). Po piasku, który znowu był grząski i niewygodny doszłam do Juraty.
Plaża między Jastarnią a Juratą
W Juracie z plaży zeszłam obok jednego z najbardziej rozpoznawalnych i najbardziej luksusowych hoteli na polskim wybrzeżu - Hotelu Bryza, uznawanego za najbardziej „celebrycki” w Polsce.
Ten 4-gwiazdkowy hotel położony jest na wydmach, w pierwszej linii zabudowy od strony otwartego morza. Lokalizacja czyni obiekt wyjątkowym.
Przespacerowałam się po tej miejscowości. Jurata jest mniejsza i spokojniejsza od Jastarni. Została utworzona w okresie międzywojennym. Prywatna spółka założyła to miejsce w 1928 r., jako luksusowy kurort, do którego miała zjeżdżać się elita, by spędzać tu lato.
Miejscowość swoją nazwę zawdzięcza legendarnej królowej, która
zakochała się w miejscowym rybaku. Niektórzy twierdzą, że Jurata była
syreną, inni uważają ją za królową morza. Tak nazywała się też litewska
bogini Bałtyku.
Od strony Zatoki Puckiej, w centrum nadmorskiego kurortu znajduje molo. Ma ono długość 320 metrów, a zostało wybudowane w latach siedemdziesiątych XX wieku.
 |
Molo - Jurata
|
Podobnie jak w Jastarni i w innych miejscowościach Półwyspu Helskiego można spotkać w Juracie wielu miłośników sportów wodnych, głównie kitesurferów i windsurferów.
 |
W Juracie
|
Do Helu zostało około 10 kilometrów. Mogłam iść plażą lub wzdłuż drogi, ścieżką pieszo-rowerową. Wyczytałam, że piasek "od Juraty do Helu bywa grząski, a plaża niewygodnie pochylona, z której jednak nie ma już praktycznie "odwrotu", gdyż rozległe obszary wydmowe i leśne na samym końcu cypla to stosunkowo niedawno zdemilitaryzowane tereny, na których łatwo pobłądzić". (źródło:
PoPiasku.pl) Dlatego, biorąc pod uwagę, że byłam już mocno zmęczona, postanowiłam, z żalem, wybrać mniej atrakcyjny wariant. Do Helu dotarłam ścieżką, wzdłuż drogi, ale przez las, który miejscami roztaczał cudowny zapach.
 |
Gdzieś między Juratą a Helem
|
W Helu trafiłam do parku, w którym znajduje się plenerowa Galeria Rzeźby Kaszubskiej - drewniane figury związane z Kaszubami. Można tu podziwiać m.in. 15-metrowa rzeźbę rzepki, która jest wpisana do Księgi rekordów Guinnessa. To najdłuższa drewniana rzeźba w jednym kawałku. Figura została wykonana na podstawie wiersza Juliana Tuwima „Rzepka”.
Później skierowałam się w stronę plaży, gdzie znajduje się promenada - pomost, którym można spacerować wzdłuż plaży i podziwiać widoki. Można także zerknąć przez lunetę i poobserwować wody okalające cypel.
 |
Promenada - Hel
|
Promenadą doszłam do celu mojej wędrówki na Cyplu Helskim - do początku Polski! Do kamiennego obelisku, Kopca Kaszubów, który podkreśla jedność i tożsamość społeczności kaszubskiej. Elementem obrazującym tę wspólnotę jest Gryf Kaszubski, umieszczony w centralnym miejscu pomnika. Stąd wzięła się nazwa - „Kopiec Kaszubów”.
 |
Początek Polski, Kopiec Kaszubów - Hel
|
Nie było fanfar ani medalu :(. To znaczy były, ale tylko moje własne, tak jak tylko moja własna, była ta wyprawa! Cieszyłam się bardzo, chociaż na jakieś spektakularne wybuchy radości nie miałam siły :).
 |
ZROBIŁAM TO!!!
|
Zrobiłam to! Osiągnęłam cel, który początkowo wydawał się mało realny :).
W ramach fetowania zwycięstwa poszłam na dobry obiad, a potem zaczęłam rozglądać się za jakimś noclegiem. Miałam nadzieję, że coś znajdę, a kolejnego dnia przepłynę tramwajem wodnym do Gdyni lub Gdańska, gdzie przesiądę się na pociąg do Katowic.
Zadzwoniłam w kilka miejsc - albo zajęte, albo absurdalnie drogo. Znalazłam jakieś pole namiotowe, poszłam na nie, ale nie podobało mi się, bo widać, że było z gatunku tych "imprezowych". Na ulicach tłumy ludzi, gwar i hałas. To nie moje klimaty.
Idąc ulicą zauważyłam zielony autobus, linii 669 (podobno jeszcze w ubiegłym roku był to numer 666 :)), jadący do Karwi przez Władysławowo. Pomyślałam o cichym i kameralnym polu namiotowym Owocowy Sad, w którym byłam wcześniej i wsiadłam. Do Władysławowa jechaliśmy około godziny. Co oznacza postęp i cywilizacja! Ja szłam dwa dni!
Idąc na "moje" pole namiotowe, przed jednym z pensjonatów (Willa Komandorska) zwróciłam uwagę na tablicę "Wolne pokoje". Bardzo sympatyczna właścicielka bez problemu przyjęła mnie na jedną noc i muszę przyznać, że po bardzo atrakcyjnej cenie.
Wieczorem opracowałam plan "ewakuacji" znad morza.
Dzień 35. Władysławowo - Katowice
Poprzedniego dnia wieczorem kupiłam bilet na pociąg z Gdyni do Katowic na godzinę 15:58, potem na Regio z Władysławowa do Gdyni na odpowiednio wcześniejszą godzinę. Do południa miałam jeszcze trochę czasu. Wykorzystałam go na spacer na plażę i pożegnanie z morzem.
 |
Plaża - Władysławowo
|
Potem poszłam na dworzec.
 |
Peron - Władysławowo
|
Dojechałam w niezbyt komfortowych warunkach, w upale i tłoku, z półgodzinnym opóźnieniem, do Gdyni. Tam nie musiałam długo czekać na pociąg do Katowic.
 |
Pendolino na peronie w Gdyni
|
Około 22:30 byłam w Katowicach. Tej nocy spałam już we własnym łóżku :)
Aneks 1.
Jak się czułam, już po powrocie? Zmęczona, ale zadowolona! Przez ten miesiąc musiałam skoncentrować się na tym żeby iść, na chwili obecnej, na codzienności. Kompletnie oderwałam się od przeszłości i przyszłości. Po prostu istniało tu i teraz. To było mi potrzebne!
Spotykałam różnych ludzi. Rozmawiałam z nimi, nawet z obcokrajowcami, w jakiejś dziwnej mieszance obcych języków :). Nigdy nie spotkałam się z niechęcią, a wręcz przeciwnie, reakcje ludzi zazwyczaj były przesympatyczne.
Nie mówiąc o tym, że poznałam całe wybrzeże, miejscowości, plaże, niektóre atrakcje.
To było niezwykłe doświadczenie!
Chętnie je powtórzę. Może na innej trasie? Już coś mi kiełkuje w głowie :D
Aneks 2. Zestawienie poszczególnych odcinków
Komentarze
Prześlij komentarz